Latanie tanimi liniami nie należy do najprzyjemniejszych, ale widoki czasami to rekompensują. Zresztą latanie ostatnio ma szczególne walory, nie tylko tanimi liniami, bo zasady bezpieczeństwa nie wybierają. W związku z tym ze dwa razy niedawno odczułam specjalne potraktowanie przez maszynę (która wybiera na zasadzie Stichprobe), a w konsekwencji albo sterczałam przez 10 minut na bosaka i czekałam na swoje rzeczy albo doznałam pieszczot penterujących rąk na moim ciele, obmacywana przez kobitkę uzbrojoną w rękawiczki (siebie zabezpieczają, ale delikwenta - nie). Hm, ale chyba widziałam też przypadek hetero ....
Parę luknięć przez bulaj:
Wygląda na Łebę |
Te małe białe owady po lewej to statki |
Chyba Holandia |
Szwecja ? I statki na błekicie wody .... |
Szwecja ? |
To chyba Skandynawia |
Czasami zaprzyjaźniam się z jakimś wybranym działem, np. Korea. W British Museum ta sztuka jest pokazana śladowo.
I jest to sztuka głównie 19-wieczna.
Chociaż parę starszych też jest:
A tu parę migawek z Victoria&Albert.
Św. Franek |
Taka sobie zabawa średnioweczna z robieniem min. Poniżej instrukcja :) |
Dziedziniec V&A Wreszcie ktoś się zlitował.... Sarkofagi z różnych części Europy |
Tak więc, jeżeli nie przyswajam kultury to idę sobie na kawę albo odwiedzam różne zakątki. Ostatnim razem też tak było a nawet więcej, bo zajrzałam do Science Museum. Nie wiem czy kiedykolwiek przedtem tam byłam.... Po wejściu prawie zaraz przykuła moją uwagę wystawa pt. "Code Breaker". Miałam od razu podejrzenie o Enigmę. No, i okazało się, że właściwe: ani pół kropki nasi zaprzyjaźnieni alianci nie napisali o swoich wiernych sojusznikach z Polski, którzy w największym stopniu przyczynii się do rozszyfrowania Enigmy!! (napisałam complaint do Science Museum)
Bydgoszcz - na ławeczce siedzi p. Rejewski, a obok niego ta enigamtyczna maszyna (za nim moja koleżanka).
A tak Anglicy piszą o swoim bohaterskim łamaczu kodu:
Tu wyraźnie, że to on z kolegą opracowali skomplikowany spsób na odkodowanie ..... |
Nie był w Londynie ten, kto nie wzniósł się nad poziomy London Eye, przemaszerował z tłumem przez Millenium Bridge, obszedł naokoło Tower przebiegł przez Tower Bridge oraz, oczywiście, nie uścisnął dłoni wszelakim celebrytom z wosku.
Wszędzie tam pilot-przewodnik zawozi i prowadzi spragnionych metropolitalnych wrażeń turystów.
Konstrukcja London Eye |
Millenium Bridge to kładka dla pieszych spod St. Paul's na drugą stronę rzeki.
Po drugiej stronie rzeki jest the Globe - replika największego teatru elżbietańskiego z 17 wieku. Jedyny budynek w Londynie, który dostał pozwolenie na dach kryty strzechą. |
W gabinecie pewnej pani o francuskim nazwisku:
Akt zgonu Mme Tussaud |
Są oczywiście oczywistości londyńskie, których nie można ominąć: Westminster Abbey, Parlament, Trafalgar Square z National Gallery i kościółkiem St. Martin-in-the-Fields, Piccadliy Circus, Chinatown i Regent Street.
Westminster Abbey - fasada |
W krużgankach |
Fasada północna |
Houses of Parliament:
Ta wieża św. Stefana wyszła mi trochę jak w Pizie :) Big Ben to tylko nazwa zegara...... |
Gotyk 19-wieczny :) |
Trafalgar Sq zawsze zatłoczony a w tle zasoby kultury wysokiej: National Gallery
A admirał dumnie z wysokości ogarnia miasto |
Obok stoi stary kościółek św. Marcina. Przed wejściem zaskakująco nowoczesny obelisk:
Najpierw było Słowo, a Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami |
Ciało ze Słowa ... |
Lokalny zespół muzyczny próbuje |
No, i krypty. Trzeba mieć dużo odwagi, żeby je zamienić w restaurację. Jak duży tłok, to stoliki stoją pod epitafiami, a nawet i na pochówkach.
Nowe wejście do podziemi |
knajpa kryptologiczna :) |
Chinatown:
Co prawda to nie po chińsku, ale też z Azji :)
Jednym ze standardów jest Greenwich.
Południk zerowy widziało juz chyba z połowę polskich dzieci.
I oczywiście Niańka w Podkasanej Koszulinie czyli Cutty Sark!! To wszystko w otoczeniu barokowych zabudowań Royal Naval College czyli Królewskiej Szkoły Morskiej.
Widok spod południka 0 na Królewską Szkołę Morską i bankowe City za Tamizą |
Muzeum Morskie czyli National Maritime Museum, jak wszystkie muzea z "National" w tytule - bezpłatne
|
Taka buteleczka ze statkiem zmontowana przez jakiegoś marynarza, co mu sie w rejsie nudziło ... |
Mapa do chodzenia po |
Kaplica w kompleksie Królewskiej Szkoły Morskiej:
Program zakupowy w większości przypadków udaje się w 200%. Oczywiście króluje Primark! Więc Oxford Street, bo tam otwarte do 22:00. Ale często gorączka zakupów nie obniża się nawet po penetracji połowy sklepów, a jeszcze jak koleżanka pokaże innej koleżance jakiś ciekawy, a niedrogi zakup, to żądza zdobycia podobnego jest ogromna, niektórzy stwierdzają, że jeszcze mężowi albo mamie coś przydałoby się, więc naciągam, doginam i rozciągam program tak, aby następnego dnia - nierzadko parę godzin przed odjazdem - ostatnim odruchem ogarnięcia Poundland albo TKMax, turyści mogli oddać się hobby komercyjnemu. Ja najczęściej realizuję listę spisaną w domu i z kartką oraz z telefonem (robię zdjęcia do konsultacji), szybko kupuje i znikam w zakamarkach okolicznych uliczek.
A jak pójdzie sie trochę dalej, to można popaść w sentymentalny nastrój wspominając młodość bujną i muzyczną.
Pełno tu zakątków pubowo-knajpianych.
Carnaby z zakątkiem Newburgh:
Kolacja w POSKu. He, he - sto lat tam nie byłam. Restauracja Łowiczanka zaprasza. Co sobotę wieczorek taneczny. POSK zmienił się nieco, ale ten podstawowy beton fasadowy z lat 60. pozostał.
To jest lista donatorów i dobrodziejów |
Jubilat dziarsko wywija |
Innego wieczoru była wspaniała kolacja historyczna w Dokach św. Katarzyny, czyli na terenach poportowych (obok Tower), gdzie w podziemiach jednego z budynków jest bardzo duża restauracja. Doki św. Katarzyny to było nabrzeże magazynów na towary luksusowe, takie jak kość słoniowa. złoto, jedwab. Na taki Medieval Banquet trzeba zgłosić grupę wcześniej. Siadamy we wnękach, które każda ma nazwę, np. Traitors albo Tower itp. Na środku siedzi Henio VIII na tronie i można robić sobie z nim zdjęcia (zapytałam, czy ma zamiar spróbować 7. raz, ale nie chciał) a jego dwór zabawia gości. Jest fechtunek, pieśni z epoki, żonglerka wędrownych sztukmistrzów i uczta. Piwo i wino leje sie dzbanami, zwinne kelnerki ubrane odpowiednio donoszą napitki i jadło, obowiązuje zakaz klaskania za to należy walić w stół ! Show trwa 2 godziny a potem ostry szok kulturowy: techniawka i nieco bardziej przyswajalne dźwięki do wygibasów.
Rządzi tam internacjonalizm pracowniczy: Polak w barze, kelnerki Włoszki, Tajka, Filipinka, murzynki i jakies białe blond, co dobrze mówią po angielsku, więc brytolki. Ogólnie bardzo udana impreza!
Pogadałam z królem :) |
Król pofatygował sie do nas ze śpiewem na ustach |
Walczą, ale mój aparat nie chwyta wszystkiego :) |
W bok od Oxford Street znalazłam dom Händla, w którym jest muzeum, z wejściem od zaułka z tyłu. Na drzwiach napisane, że to dom tego pana, wisi chorągiew ze stosownym napisem,
a na ścianie.....
też na "H" ... :)
Ale znalazłam i tego tytularnego na fasadzie obok:
A tak prezentują się dwaj panowie H razem:
Zaułek z dojściem do muzeum Georga Friedricha:
Po drodze do zacnego muzeum, takie frywolności ... |
I jeszcze look na Regent Street w roku Jubileuszowym Królowej:
I jeszcze off Regent:
A tu możemy porównać ceny:)
U nas taki pojemnik kosztuje chyba z 8 zł, a nie 5.50 |
Kensington |
Te trzy ujęcia śledzą datę położenia kamienia węgielnego pod Royal Albert Hall (napis na fryzie) |
A na przeciwko:
Royal College of Music |
Po lewej podstawa The Monument - kolumna ze złotym zwieńczeniem widokowym na pamiątkę Great Fire of London w 1666 |
Na tej uliczce w piekarni wybuchł ten Wielki Pożar w 1666 |
Docklands widziane z kolejki DLR |
Wiosenny South Ken z wejściem do V&A Museum |
Widok ze wzgorza Greenwich spod Obserwatorium i poludnika |
Język angielski.
Ja oczywiście słyszę jak kto do mnie mówi, bo mam takie ucho:)
W wielu miejscach są Polacy, co poznaję właśnie po akcencie, a właściwie po braku charakterystycznego akcentu! Francuzi są słyszalni na pół kilometra (ken ju elp mi?), Hindusi też, murzyni mają swoje znane narzecze, Niemcy jak najbardziej (wen wil it sztart?) Hiszpanów i Włochów też da się rozróżnić, a nasi mają taką bezpłciową wymowę a do tego na każdym kroku "Yes, of course" - to jest jak metka firmowa :).
Tak więc w muzealnych kawiarniach: British Museum, National Gallery, w wielu restauracjach, ostatnio w aptece. Jak mi się chce to po usłyszeniu "Yes, of course" odzywam się po polsku i jeszcze nigdy nie pomyliłam się:)
Natomiast polski przewodnik może być narażony na inne niespodzianki: rejs statkiem do Greenwich. Ostatnio miałam takie urządzenie hi-tech, co to brzęczę sobie pod nosem a oni wszystko słyszą w słuchawkach, i miałam tłumaczyć marynarza statkowego, który opowiada podczas rejsu co widzimy, proszę wycieczki. Niech go bogi kochają: COCKNEY! Nie dość, że statek warczy to on jeszcze jakimiś dykteryjkami lokalnymi nadaje, ja staram się złapać sens jego poczucia humoru (najczęściej kulturowo obcego), wtedy ucieka mi następne zdanie - więc ogólnie masakra. Ostatnio, schodząc ze stateczku powiedziałam panu (stoją z dzwonem po datki), że serwują obcym przewodnikom tough experience z tym swoim cockneyowatym narzeczem, co się go ledwo da przetłumaczyć. Nie wiem czy dotarło, bo ja szkolona tylko w literackiej odmianie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz