Rano w Rosate podjechał autokar z innym włoskim kierowcą, Albertem, którego od razu zapytałam o język. "English? Little". No, to jako dawny belfer od angielskiego co do niewyuczalnych i krnąbrnych przemawiać musiał, stwierdziłam, że jest doskonale. va bene! Dam sobie radę i z Albertem :)
Ruszamy w Region Emilia
Nasze pierwsze kroki skierowaliśmy do producentów tego mleka. Farma na 600 mlekodajek a wraz z przychówkiem - 1000 sztuk. I stoi toto pod dachem, łąki zielonej nie ogląda i daje mleko 100% sianowe. Tzn. nie sianowe bo mieszankowe: słoma, siano i "suplementy diety" :)
Dojenie przyprawiło mnie o zawrót głowy:
Pracownicy najpierw myją oianką cycuszki |
a potem przypinają ciągawki |
produkcja następców producentów :
Pilot wycieczki, nie "na swoim kierunku" ma najwyraźniej szczęście :)
Maluchy hodują się pod osobnym dachem:
A teraz parmezan. Najprawdziwszy włoski z tego 100-procentowego beztrawowego mleka.
Ubrali nas od stóp do głów i idziemy zgodnie z procesem produkcyjnym.
Po wymieszaniu mleka formuje sie z tego takie wielkie bochny:
I to sobie stoi chyba ze dwa tygodnie a potem przenosi się je na prawą stronę tego pomieszczenia
gdzie są przewracane co godzinę:
Nie wiem, czy te tatuaże są obowiązkowe ale może dodają smaku :)
Po iluś tam tygodniach te wielkie gomóły zatapiane są w roztworze nasyconym soli. Nie pamiętam na jak długo
I utwardzone solą idą do magazynu:
Taki jeden serek waży 40 kg, a na jego wyprodukowanie potrzeba ok 600 litrów mleka! |
Przekrajanie takiej baryły też wymaga kunsztu i wprawy, a robi się to drutem! |
Potem można już sobie podważać specjalnym nożykiem dowolne kawałki |
Wychodząc z mleczarni można było kupić w sklepie firmowym różnej wielkości "punty". Poprosiłam o "punta piccolla" mając na względzie lot do domu :)